Mój kochanek jest wielki, gęsty jak gwiazda neutronowa, a jego oczy to dwie grawitacyjne soczewki. Kiedy liże mój obojczyk, słowa toczą się z jego języka i opinają moją szyję jak choker.
– Gotowa na przejażdżkę kolejką górską, kotku? – szepcze, wprawiając ziemię w drżenie, a potem ściska moje ramiona i mnie połyka, jego usta szeroko otwarte, rząd białych, poszarpanych szczytów, drżący, śliski tunel czasoprzestrzenny na wprost.
Twierdzi, że to dla mojego dobra. Wszystkie jego byłe kochanki są w jego wnętrzu, z dala od chorób i drapieżników. Kulę głowę i poddaję się. Minąwszy tętnicę szyjną i tchawicę, chwytam się jednego z żeber i wkładam nogi w szparę. To prawie, jakbyśmy robili 69, gdy trwam w pozycji jak do stania na głowie, ocierając się o jego płuca, a moja aorta migocze jak jego, w całej swej wspaniałości.
Wślizguję się do żołądka i znajduję resztki jego dawnych kochanek. Niektóre nie przetrwały połykania; inne nie były w harmonii z jego ciałem. Widzę, że część próbował pozszywać, ale było za późno. I mimo szlamu i żółci to piękny widok: sanktuarium miłości i nadziei, które czyni jego krew bardziej wartką, jego oddech słodkim, pamiętny o wszystkim. Jego ciało to supernowa, gdzie jest mi bezpiecznie i ciepło.
Jego krtań trzepocze; to moja ulubiona piosenka. – Słyszysz to, kotku? – krzyczy. Przyciskam pięść do jego umięśnionego brzucha. Śmieje się. Wiem, co myśli. Koniec z kompromisami i konfliktami, tylko prawdziwa, niepodzielna miłość, która na wieki będzie otwierać się i zamykać jak zastawki jego serca.
Mówi, że jestem z nich najsilniejsza. Mam szansę.
Tekst ukazał się pierwotnie w piśmie Vestal Review.