Gdy Ramirez zaczyna się we mnie poruszać, wiem, że oślepnę na resztę dnia. Rodzaj niestabilności nerwów wzrokowych lub, w słowach dr. Santoora, przemijająca dwuskroniowa utrata widzenia jako fizjologiczna odpowiedź na aktywność seksualną. A ja siedziałam w jego gabinecie, wpatrując się w jego uniesione brwi, zazdroszcząc jego opadającego wzroku, nie mogąc uwierzyć, że taka przypadłość istnieje.
Ramirez stęka i dochodzi. Następnie wygina plecy, przesuwa swój ciężar obok mnie, jego skóra jest wilgotna od potu i przyjemności. Dziwne są te ruchy widzenia: zależne od światła zmiany koloru jego włosów i szerokości jego nadgarstków, niezgrabnych palców na iPhonie. E-maile, czarno-białe teksty, pierścienie Saturna jako wygaszacz ekranu. Mówi o sześćdziesięciu siedmiu księżycach Jowisza, tych, które widział: Europie, Kallisto i Io, z domowego obserwatorium. Opisuje ich kształty i średnice, upstrzony kraterami lód i siarkę, kolory, które nie mają nazw, spektra, których nie możemy zobaczyć. Wspominam barwy swojego ostatniego posiłku: łososiowy róż i zieleń rukoli na nieskazitelnie białym talerzu. Ramirez odwraca się i patrzy prosto na mnie, jakbym także była odległym obiektem. Jest umięśnionym cudem. Zastanawiam się, jaki nosi rozmiar bokserek. Zastanawiam się, czy powiedzieć mu o swojej ślepocie.
Gdy wychodzi, pokój jest półmroczny i wilgotny. Odwracam twarz do okna, nie wiedząc, kiedy na powrót oślepnę. Parę tłustych kropli deszczu uderza o szybę i tworzy żyłki wody, które biegną jedna przez drugą. Idę w stronę kuchni. Światło owija mnie jak gaza. W lodówce znajduję sałatkę, ustawione obok siebie kartony soku pomarańczowego i mleka. Moje ręce przesuwają się ku plastikowej misce, która zdaje się kurczyć i rozszerzać. Dostosowuję odległość, choć wiem, że to nie pomoże. Rozmazany obraz męczy.
Kiedy kulę się na kanapie, deszcz bije już mocno o dach. Może powinnam była poprosić Ramireza, by został. W moich oczach osiadają chmury. Przede mną jest kolor, którego nie umiem opisać. W telewizji leci Discovery Channel. Lektor mówi o gatunku morskiego ślimaka, który po seksie odrzuca penis, lecz ten nazajutrz odrasta. Wow, mówię ślepo, jak podróżny, który napotkał kompana.
Gdy budzę się w środku nocy, ślepota minęła. Telewizor wciąż gra, a przez żaluzje sączy się wątłe światło. Dr Santoor wspomniał, że odzyskam wzrok, gdy wróci zaopatrzenie nerwu wzrokowego w krew, co może potrwać kilka tygodni lub kilka miesięcy. Myślę o moich rodzicach, którzy mieszkają w Indiach, gdzie teraz jest słonecznie i jasno, wielkim, mrugającym oku lądu i morza, które rozciąga się między nami, więżąc w sobie światło i ciemność.
Cykady wrzaskiem szukają towarzystwa, gdy dzwonię do Ramireza. W oddali niebo spowija złoty blask, który rozlewa się na mokrą trawę, drewniany płot i słupy elektryczne. Wiem, że tak jak ja wypatruje przez okno, z telefonem przy uchu. Dzisiaj będzie widać Kallisto; chcesz ją zobaczyć? pyta. Jasne, mówię bez wahania. Garbaty księżyc wisi nad horyzontem, przyćmiony słońcem, i z jakiegoś powodu wyobrażam sobie swoją matkę, jak słabnie w moich ramionach. Przybywanie i ubywanie tarcz księżyców Jowisza. Swędzenie, gdy kolor w moich oczach niknie po kolejnym zbliżeniu. Jakby nic z tego nie było naprawdę. Tyle że jest. Tak jak ślepota, która nadejdzie. I światło, które wróci, dziwnie odnowione.
Tekst ukazał się pierwotnie w piśmie The Coil.