błyski 03
WEBSITE_TEXT.text.issueButton
Tara Isabel Zambrano
Linienie
w przekładzie Łukasza Drobnika

W sąsiednim slumsie w Mumbaju otwartą scenę zalewa niebieskie i zielone światło stroboskopów. Gwiazdor rocka Sweetie olśniewa – ma na sobie obcisłe, złote spodnie i rozpiętą marynarkę w tym samym kolorze. Gogle i metaliczne łańcuchy. Zaprasza na scenę Ajmerę, moją macochę, i tańczą w duecie bollywoodzkie hiphopowe numery. Ajmera potyka się w wysokich obcasach, a Sweetie chwyta jej ramię, utrzymuje ją w pionie. Reszta z nas kołysze się jak powolna noc.

Ajmera to trzydziestoparoletnia domatorka, która mieszka ze mną po śmierci mojego ojca. Ale tutaj promienieje w srebrnej spódnicy i wyciętym zielonym topie ― wywija ze Sweetiem, jakby tak jak ja była nastolatką i nikt jej nigdy nie dotknął.

Sweetie zostaje na kurczaka curry i ryż z pieprzem, specjalność Ajmery. Jego oczy, brązowe i zwężone, mocno mrugają. Jest coś dziewczęcego w jego włosach, długich z grzywką. Później budzę się w salonie – ciemnym i gorącym. Gdy wychodzę na zewnątrz, widzę przez otwarte okno wnętrze sypialni. Ajmera jest naga, jej nogi oplatają Sweetiego. Dzięki migoczącej latarni oboje pojawiają się i znikają. Rzucają do ataku i kryją.

Kilka tygodni później w sypialni znajduję jajo – podłużne, białawe.

– Musimy je gdzieś wyrzucić, byle dalej stąd – Ajmera staje obok mnie i uciska oczy podstawą dłoni. Krew cieknie po jej udach. Otwieram usta, lecz brak mi słów – po części ze strachu, po części z obrzydzenia. Tego wieczora idziemy po cichu za tory kolejowe, za cukrownię, zostawiamy jajo pod banianem.

Następnym razem Sweetie zostaje na cały miesiąc, wciska się w nasze życia. Kupuje Ajmerze kwiaty i kosmetyki, nazywa ją skarbem. Jestem podniecona i poirytowana zarazem, jakby te dwa uczucia miały iść w parze.

W nocy wyobrażam sobie chłodny dotyk Sweetiego, który ugniata duszną wilgoć miasta i moje ciało, śnię o stertach jaj na przedmieściach Mumbaju, uwalnianych do morza: pół-wężowych, pół-ludzkich klonach Sweetiego, które wypływają z powrotem na brzeg, puszczając do mnie oko.

Ajmera znosi kolejne jajo; jej skóra jest blada i zmięta, białka oczu przestrzelone czerwonymi żyłkami.

– Jest przeklęty – ostrzegam ją. Uśmiecha się złośliwie, jej ręce w mydlanej pianie, woda z kranu pryska z powierzchni brudnego talerza.

– Chcesz go, prawda? – zerka na mnie, gdy idziemy w stronę banianu. – Ten rozwidlony język w twoich ustach, te śliskie łuski między twoimi nogami. Całkiem nowe ciało, które wyłania się po linieniu. Ach, jak słodkie.

Na kilka kolejnych wizyt Sweetiego pożyczam od znajomych bluzki z odkrytymi plecami i minispódniczki, zakładam wycięte topy i dopasowane dżinsy. Za każdym razem, gdy całuje Ajmerę, ciężar w mojej piersi rośnie; oczy zachodzą łzami.

Pewnego wieczoru, gdy Ajmera jest na zewnątrz, Sweetie siada obok mnie przed telewizorem i kładzie dłoń na moim udzie. Robię się śliska w środku. – Wiesz, co chciałbym z tobą zrobić? – Zdejmuje okulary, przybliża swoją twarz do mojej. – Chciałbym zsupłać z ciebie tę nieskazitelną skórę i założyć ją, aby już nigdy nie została zrzucona.

Ajmera żywi się swoimi jajami. Tak zalecił Sweetie. Wygląda smukło, jej twarz promienieje. Myślę tylko o tym, czy Sweetie by mnie zechciał, gdy jej już nie będzie. Pewnego przedpołudnia wchodzę do sypialni, cicha niczym sekret. Sweetie chrapie pijany po ostatniej nocy. Ajmera leży obok, ich palce splecione. Gdy przykładam zakrzywione ostrze do jej szyi, ona wzdryga się, ciężko oddycha. Nóż do mięsa upada i widzę jej twarz – przerażoną, znajomą – desperacko chwytającą się miłości. W mgnieniu jej ciało purpurowieje, a potem ciemnieje, zżyma się w postać węża i wypełza przez okno. Sweetie syczy, podnosi kaptur. Po raz pierwszy widzę jego ciało, jak długa blizna na twarzy, jak szpara w podłodze. – Czekaj – mówię i zaczynam płakać, ale on osuwa się i za nią podąża. Na zewnątrz ptaki szaleją, jakby dostrzegły niebezpieczeństwo. Zamykam okno i opieram się o ścianie, mając w pamięci ich obecność, zwyczajnie pusta, tęskna. Na łóżku, w gorącym powietrzu spod sufitowego wiatraka podryguje skóra węża.

Tekst ukazał się pierwotnie w zbiorze „Death, Desire, and Other Destinations” (Okay Donkey Press).